„Złote Gody”
Musieli kiedyś być odmienni
Ogień i woda, różnić się gwałtownie,
Obrabowywać i obdarowywać
W pożądaniu, napaści na niepodobieństwo.
Objęci przywłaszczali się i wywłaszczali
Tak długo,
Aż w ramionach zostało powietrze
Przeźroczyste po odlocie błyskawic.
Pewnego dnia odpowiedź padła przed pytaniem.
Którejś nocy odgadli wyraz swoich oczu
Po rodzaju milczenia, w ciemności.
Spełza płeć ,tleją tajemnice,
W podobieństwie spotykają się różnice
Jak w bieli wszystkie kolory.
Kto z nich jest podwojony, a kogo tu brak ?
Kto się uśmiecha dwoma uśmiechami ?
Czyj głos rozbrzmiewa na dwa głosy ?
W czyim potakiwaniu kiwają głowami ?
Czyim gestem podnoszą łyżeczki do ust ?
Kto z kogo tutaj skórę zdarł ?
Kto tutaj żyje, a kto zmarł
Wplątany w linie – czyjej dłoni ?
Pomału z zapatrzenia rodzą się bliźnięta.
Zażyłość jest najdoskonalszą z matek –
Nie wyróżnia żadnego z dwojga swoich dziatek,
Które jest które ledwie, że pamięta.
W dniu złotych godów, w uroczystym dniu
Jednakowo ujrzany gołąb siadł na oknie.
Wisława Szymborska